Michał Tyrpa Michał Tyrpa
896
BLOG

Grochem o ścianę, czyli antysemityzm

Michał Tyrpa Michał Tyrpa Polityka Obserwuj notkę 106

Być może jednym z największych wkładów portalu Salon24.pl w poprawę jakości polskiego dyskursu publicznego będzie ustalenie najwłaściwszej definicji antysemityzmu.

Nadzieja, że tak się stanie towarzyszy mi od listopada 2006 r., kiedy po raz pierwszy zawitałem w tym Salonie. Nie pokonało jej zalęknienie czerwonych salonowców, których nie stać było na przyjęcie zaproszenia do debaty nawet wtedy, gdy na blogu pt. „Memento mori” pojawiły się autorytety niekwestionowalne, gdy chodzi o zawiłą problematykę polskiego i niepolskiego antysemityzmu.

Głosu naszych wystraszonych mentorów brakło szczególnie w chwilach, gdy pani Dana Rothschild – dana33– prawdziwa Izraelka (ba, z samych Rothschildów!), tryskając humorem, cierpliwie tłumaczyła nam - obecnemu w tym Salonie polskiemu motłochowi, że skoro jesteśmy na tyle tępi, że nie rozumiemy, iż „tzw. Palestyńczycy” (wyrażenie oryginalne) to podludzie, nigdy nie uda nam się wyleczyć z tej najgorszej spośród wstydliwych chorób gojskiego ducha, której na imię antysemityzm.

„Czerwonych” publicystów nie było stać i na to, aby uświadomić niżej podpisanemu przyczyny, dla których ówczesny pan ambasador Peleg nie mógł odpowiedzieć na moich siedem pytań. Nie dowiedzieliśmy się od nich również, co mogło być powodem, iż apel młodych polskich Żydów ogłoszony w maju 2000 r. na łamach czasopisma „Jidełe” trafił w próżnię, zaś plamy na honorze Lajkonika jaką stanowią budzące grozę jasełka, nie zmyje nawet 77 edycji największego w świecie festiwalu kultury żydowskiej.

Wziąwszy pod uwagę paniczny strach jakim nasi zawodowcy zareagowali nawet na zaproszenie do złożenia podpisu pod naszym listem otwartym do MSZ w sprawie słynnego paszkwilu w „El Pais”, nie byłem aż tak zaskoczony.

Nie po raz pierwszy zwracam uwagę na tchórzostwo naszych mainstreamowych „zawodowych publicystów” i obecnych tu blogerów-polityków. Postawę tych państwa zupełnie świadomie interpretuję jako kapitulację wobec własnych lęków. Proszę nie traktować tego jako taniej zaczepki. Za taką, a nie inną interpretacją przemawiają ważkie racje. Po pierwsze za oczywistość uważam, że nasi biedni wystraszeni to osoby lojalne wobec Polski. Nawet jeśli w wielu sprawach się nie zgadzamy, istnieje jakieś etyczne iunctim, które dla nas wszystkich stanowi punkt odniesienia. W skrócie rzecz ujmując: wszyscy tu obecni w mniejszym lub większym stopniu identyfikują się z wartościami, za które oddawali życie tacy, jak Witold Pilecki, a nie z tymi, o które walczyli tacy, jak Anatol Fejgin. Ośmielam się sądzić, że co do tego między nami – wszystkimi „czerwonymi” i wszystkimi „niebieskimi” – nie ma sporu. Jeśli miałbym pokusić się o określenie jakiegoś minimum lojalności wobec Polski, tak właśnie bym je określił.

Idźmy dalej. Nasi „czerwoni” blogerzy (a także np. Ryszard Czarnecki, czy Ludwik Dorn) korzystając z zaproszenia Gospodarzy tego Salonu, w tylu ważnych sprawach zabierają głos także tutaj, nie tylko na papierze. Można się zatem spodziewać, że czynią to dlatego, że interesuje ich nie tylko głos warszawki i krakówka, ale i żywy oddźwięk ze strony tzw. zwykłych ludzi. Skoro zaś nie ograniczają się oni jedynie do komunikowania, ale posuwają się nieraz i do wymiany poglądów, można sądzić, że nasi „zawodowcy” darzą niezawodowych komentatorów elementarnym szacunkiem. Jeśli to nie zasłona dymna, tj. jeśli tak jest w istocie, trudno nie zadać pytania z jakiej to przyczyny tak wiele okazji do wyrażenia swojej opinii, do zamanifestowania postawy obywatelskiej, do ustosunkowania się poruszanych na tym blogu kwestii, zostało przez „czerwonych” zmarnowanych. Wykluczywszy pogardę, najprostsza odpowiedź, jaka się nasuwa brzmi: rządzi nimi strach.

Ustalenie tego faktu, iż nawet na tak otwartym, zasłużonym i pozbawionym cenzury forum wymiany poglądów, jak Salon24.pl, w sercach polskich zawodowych publicystów króluje paniczny lęk przed pewnymi faktami, uważam za wiekopomny wkład tego portalu w polskie życie intelektualne.

Wróćmy do anonsowanej na wstępie nieśmiertelnej kwestii. Pozwolę sobie zaproponować Państwu dwa wyjaśnienia odnośnie antysemityzmu. Pierwsze jest owocem debat, jakie w ciągu ostatnich trzech lat odbywały się na tym blogu i jest to definicja ostensywna. Jak pamiętacie, na podstawie wielu doświadczeń w wieloletnim dialogu polsko- i katolicko-żydowskim ks.prof. Waldemar Chrostowski doszedł do wniosku, że o ile dawniej antysemitą był ten, kto nie lubi Żydów, dziś jest nim i ten, kogo nie lubią Żydzi. Otóż, przypomnę, w toku naszych rozmów (z udziałem takich osobistości, jak wspomniana Dana Rothschild, a także pan Alexander Morgenstern, czyli Amstern) udało się uaktualnić definicję autorstwa ks.Chrostowskiego. Wygląda na to – a nie mielibyśmy tej wiedzy bez możliwości spotkania w Salonie24.pl – że dziś antysemitą jest nie tylko ktoś, kogo nie lubią Żydzi, ale nawet ten, kogo nie lubi jakiś „prawdziwy wypędzony”.

Na zakończenie raz jeszcze przypomnijmy przywoływaną w naszych dyskusjach definicję, którą w książce pt. „Wyznania szpiega” przytacza były agent Mosadu, Victor Ostrovsky. Otóż jak podaje ten autor, szefostwo izraelskiego wywiadu za antysemitę uznaje każdego, kto im nie pomaga. Warto chyba potraktować serio opinię kierownictwa tej instytucji..?

Życząc wszystkim odwagi w mierzeniu się z rzeczywistością, żywię nadzieję, że podane wyżej argumenty zostaną wzięte pod uwagę przez ustawodawcę, kiedy zechce on zaostrzyć kary przewidziane przez Kodeks karny w ramach ścigania przejawów polskiego antysemityzmu.

Przypomnijmy o Rotmistrzu / Let's Reminisce About Witold Pilecki on Facebook. Doświadczając kolejnych erupcji Inferno Polonico, przed oczami duszy widzę Witolda Pileckiego, który do nas, wolontariuszy akcji społecznej "Przypomnijmy o Rotmistrzu" ("Let's Reminisce About Witold Pilecki mówi"), mówi:"Z powodu mojego imienia będą was nienawidzić" (Mt 24,9)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka